środa, 26 września 2012

...

W piątek wynoszę się do Lublina. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę!
Wiem, histeryzuję ale nie mam wsparcia. Rodzice tylko wydzierają swoje twarze: Nic nie myślisz! Tylko my musimy wszystko robić! Masz to gdzieś może, tak?!. Może nie byłoby problemu jeżeli mielibyśmy już umeblowane i odpicowane mieszkanie. Ale nie, zachciało nam się pustego na dodatek 123456789 km od uczelni. Doprowadza mnie to już wszystko do szału. Myślę niemal o wszystkim. Nie mam wsparcia. K. wcale się nie stara- ani mnie nie wspiera ani nie myśli chyba o tym. No tak, ja dziś siedziałam i myłam jakieś głupie szafki, lustra i inne pierdoły a on wyszedł pożegnać się ze swoimi znajomymi. Nie mam mu tego za złe(sama bym tak chętnie zrobiła) ale nie mam po prostu na to czasu i zdaje się, że wszyscy mają to gdzieś. Trudno, nie takie sytuacje były i  będą. Tylko ciężko mi.
Uczelnia też nie ułatwia mi sprawy bo zamiast wcześniej podać plany zajęć, przeprowadzić zapisy na w-f to wymyślili to już w październiku a ja od piątku jestem odcięta. Komputer owszem będę mieć ale przecież na początku miesiąca nie założę w mieszkaniu internetu.
Dam radę, prawda? Mimo że tak bardzo się boję to dam radę.
Trzymajcie za mnie kciuki. Dam znać najszybciej tylko będę mogła co u mnie.
Pozdrawiam

sobota, 8 września 2012

I znowu nie wiem nic

   Znowu troszkę mnie nie było- to tylko problemy związane ze sprzętem ale wszystko już jest dobrze a nawet lepiej. Lato niestety dobiegło końca a ja zaczęłam sezon na herbatę gdyż ciągle tylko szczekam zębami z zimna. Za szybko zaskoczyła mnie ta pogoda, w końcu został  jeszcze miesiąc wakacji. Które mnie nudzą. Nudzą. Nudzą. Ale zaczęłam być bardziej produktywna- sprzątam systematycznie co rano przy okazji zastanawiając się czy to nie jest już przypadkiem obsesja. Łapę się też na tym, że chcę prawie każdą chwilę spędzać w domu- chyba podświadomie przeczuwam, że już niedługo będę tu przebywać sporadycznie. Dziewczyny się chyba przez to ode mnie odsuwają, tak czuję. Nie jest to sprzyjająca sytuacja, ale czasem naprawdę nie mogę.
   Wszystkiego mi ostatnio brakuje począwszy od humoru do kasy. Całe oszczędności przehulałam w 2 dni na kolejne firmowe tenisówki które pewnie zniszczę równie szybko jak jakieś z popularnej sieciówki, na jeansy w których mój tyłek wygląda na rozmiar 42 (a co ciekawe kupiłam 36 i jestem pod wrażeniem, że się zmieściłam) oraz na nowy płaszczyk który pewnie założę dopiero w listopadzie. Zawsze wydaję kasę na ciuchy z których po tygodniu jestem ultra niezadowolona. Choć tutaj to może być akurat problem mojej figury i ogólnego wyglądu. Nabrałam do siebie takiego obrzydzenia jakiego jeszcze nigdy nie zaznałam. Nie chcę patrzeć w lustra,w każdym jestem brzydka, gruba, zupełnie daleka od jakiegokolwiek opisu ideału. K. też nie mi pomaga, rozmawiając (on zaś twierdzi, że tylko żartuje) o milion razy ładniejszych dziewczynach. Dobrze, niech sobie żartuje ale tu też powinien być jakiś umiar, bo w końcu to zaczyna boleć i zaczynają się też problemy psychiczne związane z zazdrością i brakiem zaufania do własnego chłopaka. Zresztą on nawet nie zdaje sobie sprawy, że przez takie zachowanie wciąż nie pozwala mi zaufać sobie jak dawniej, zanim...