wtorek, 29 maja 2012

Trololololo

Witam, witam. Jak tam samopoczucie? Ja wreszcie (lub nareszcie) doszłam do siebie po maturach no ale, że już nie szaleje to bym nie powiedziała. Tak po prawdzie to nawet nie zaczęłam szaleć bo o kilku dni mam problemy natury "przyjaciółkowej" i staram się być najwspanialszą pomocą na świecie. Nie jestem pewna czy mi to wychodzi, mój chłopak jak się okazuje stał się pomocnym ramieniem dla moich małych dziewczynek za co mu dziękuję, kochany chłopak. W jednej sprawie tkwię między młotem a kowadłem, ale jako mediator chyba daję sobie radę, bo moje działania odnoszą jakieś skutki. Dobrze czasem się na coś przydać.

Od poniedziałku miałam o siebie dbać, miało być tak super. Pobudka o 7:30, bieganie, prysznic, wybielanie zębów(znów), rozjaśnianie włosów, ćwiczenia. No więc dobrze, niedziela wieczorem ustawiam budzik, idę spać...
time...
time...
time...
DRRRRRRRRRRRRRRRRRRYŃ!!!
Turn off
Kap
Kap
Kap
-Ajjj deszcz, śpię dalej.
I tak minął poniedziałek. Jedyne co rzeczywiście robię to rozjaśnianie włosów. Mam super-hiper-mega naturalny blond ale przez zimę troszkę zszarzał i postanowiłam pomóc troszkę słoneczku i robię płukanki rumiankowo-cytrynowe- od 4 dni, więc jeszcze nie spodziewam się efektów. Jakoś zamarzyła mi się jajecznica na głowie, więc spełniam życzenie. Oczywiście mogłabym użyć farby, ale jestem przeciwniczką, przynajmniej na mojej głowie. Mam naprawdę fajny kolor, więc po co niszczyć, a dodatkowo mam może 3 włosy na głowie więc tylko naturalne sposoby wchodzą w grę.
Dziś wtorek- też nie biegałam bo spała u mnie A., jutro też tego nie uczynię bo jadę na noc pod miasto ze znajomymi. Nie wiem kiedy wreszcie mi się uda, a kondycję należy poprawić bo 11.06 wybieram się z K. w Tatry i co? Taki cienki Bolek będzie ze mnie? O na pewno nie!!!

 W ciągu tego tygodnia może 2 razy spałam w domu, ciągle jestem "gdzieś". To też jeden z nielicznych dni które spędzę na terenie mej posesji. Ostatnio byłam na cały dzień w K. z K. na zakupach. Kupiłam parę rzeczy z których jeżeli będę tak dalej rosnąć(w szerz oczywiście) wyrosnę do końca przyszłego tygodnia. Powoli rośnie mi mięsień piwny, od wódki mi się miesza we łbie, ale jest jedna zaleta. Otóż, po piwie mam wspaniałe cycki. Hahahha, serio. Radzę spróbować dziewczęta.

Jakieś zboże
Rok temu na plenerze fotograficznym w Bieszczadach.
Nawiasem- na początku czerwca mam wernisaż poplenerowy
ale pokpiłam sprawę
(bo mi się nie podoba)
i termin wysyłania zdjęć był do dziś a ja wysłałam wczoraj o 23:37:D
Nie obrobione, ani nic
Więc nikt nie pozna się na mojej sztuce:( 

niedziela, 13 maja 2012

Dziękuję, dobrze.

Mówiąc (tudzież pisząc) bez owijania w bawełnę, matury nie idą tak jak powinny. Polski i matma akurat poszły lepiej niż można się było spodziewać, WOS również dobrze, no bo bez rewelacji ale nie uczyłam się go wcale przez cały rok i poszłam na niego "na jana" i jakoś to było. Angielski rozszerzony to póki co największa porażka mojego życia. 5 lat szykujesz się do tego wydarzenia, ćwiczysz wszystko milion razy, stajesz się wreszcie mistrzem swojej kategorii, wiesz wszystko aż tu przyjdzie taki 10 maj i wszystko to na nic. Załamka, naprawdę. Przede mną już tylko rozszerzona geografia, w czwartek. Będziecie trzymać kciuki? Cholernie ważny przedmiot dla mnie. Jak mi nie pójdzie to...ajj nie chcę myśleć nawet co będzie. Trzeba się zresztą uczyć a nie opisywać swoje życie na blogu.

Dziwna jestem ostatnio. Uwolniłam się od napierającej przeszłości a może trochę mi jej brakuje? Może po prostu nie mam zmartwień i od razu jest mi z tym źle. Bo przecież my w Polsce tak mamy. Gdy jest za dobrze musimy narzekać na to, że coś jest w porządku. Nie może tak przecież być, musimy wszystko nawet dobrobyt na kogoś zwalić i nakrzyczeć, zrobić z siebie ofiary obojętnie co się dzieje. Jest tak przecież.

Mam ambitne plany na te 4-miesięczne wakacje i mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Począwszy od 22-go nie chodzę trzeźwa, nie ma opcji bez kitu. Może świadczy to teraz o mnie nie zbyt ładnie, ale taka jest prawda. Trzeba się będzie odstresować po miesiącu ciężkiej pracy, 3 latach liceum, 12 latach edukacji obowiązkowej. Już czuję się beztrosko jak myślę o tych dniach które będzie można spędzić jak się tylko chce, gdzie się chce, z kim się chce. Lato<3. 5-go ruszam na pięć dni w Tatry. Już się nie mogę doczekać, chce już tam być, zmęczyć się, czuć to...to co kocham.

wypad na Rysy
sierpień 2011

Jak już powrócę 10-go to przez tydzień coś się porobi i 18-go wracam w góry z K. jeżeli tylko warunki pogodowe na to pozwolą. Wreszcie będziemy gdzieś tylko sami. Tak bardzo chce mu pokazać to co najbardziej kocham. Chcę się z nim podzielić tymi wszystkim widokami, powietrzem, mchami, porostami, graniami, skałami, potokami, smrekami, stawami, żlebami, łańcuchami, przepaściami, szlakami...nawet szaszłykiem z baraniny na Gubałówce czy czymkolwiek w Europejskiej. Ja i romantyzm...nie skomentuje:P. 
A później wyniki matur, wyścigi o miejsce na uczelni, i kolejne dni. 
Ahh i zaczynam się na serio odchudzać. 58kg kochanego ciała którego ja nie kocham mnie przytłacza. Próbuje sobie załatwić pilates, będzie dobrze, prawda?